Listopadowy poranek spędziliśmy z dziećmi Z Zespołu Placówek Edukacyjnych przy wierszach polskich poetów. Co prawda deszczu nie widać, ale my zaopatrzyliśmy się w parasole, bo do fabryki parasoli właśnie zadzwonił Deszcz ostrzegając nas przed samym sobą. Spacer więc już nikomu nie straszny, gdy parasol ma się własny, jak dziadek z wiersza „Parasol i kalosze” Wandy Chotomskiej. Można wyjść w odwiedziny do przyjaciół, jak zrobiła to Stonoga z wiersza Jana Brzechwy. Tylko tej niestety poplątały się nogi i nie zdążyła na pyszne pierogi. Na zabawę na podwórku wybrała się również Piłka z utworu Doroty Gellner. Dostarczyła nam nieco zabawy, bo mogliśmy nią trochę porzucać. By nie zapomnieć przyjść do biblioteki dzieci wysłuchały wiersza „Słoń Trąbalski” Juliana Tuwima, gdzie Tomasz Trąbalski był strasznie zapominalski. Ale nasi goście byli bardzo zadowoleni ze spotkania w bibliotece i powiedzieli, że nie zapomną odwiedzić nas kolejny raz.
Listopadowy poranek spędziliśmy z dziećmi Z Zespołu Placówek Edukacyjnych przy wierszach polskich poetów. Co prawda deszczu nie widać, ale my zaopatrzyliśmy się w parasole, bo do fabryki parasoli właśnie zadzwonił Deszcz ostrzegając nas przed samym sobą. Spacer więc już nikomu nie straszny, gdy parasol ma się własny, jak dziadek z wiersza „Parasol i kalosze” Wandy Chotomskiej. Można wyjść w odwiedziny do przyjaciół, jak zrobiła to Stonoga z wiersza Jana Brzechwy. Tylko tej niestety poplątały się nogi i nie zdążyła na pyszne pierogi. Na zabawę na podwórku wybrała się również Piłka z utworu Doroty Gellner. Dostarczyła nam nieco zabawy, bo mogliśmy nią trochę porzucać. By nie zapomnieć przyjść do biblioteki dzieci wysłuchały wiersza „Słoń Trąbalski” Juliana Tuwima, gdzie Tomasz Trąbalski był strasznie zapominalski. Ale nasi goście byli bardzo zadowoleni ze spotkania w bibliotece i powiedzieli, że nie zapomną odwiedzić nas kolejny raz.